Recenzja filmowa nr 622: Fenicki układ (PLAKAT) - Reporter-24.pl
Wiadomości
wszystkie

Recenzja filmowa nr 622: Fenicki układ (PLAKAT)

Recenzja również na: mediakrytyk.pl

Nasze poprzednie recenzje alfabetycznie

Informacje o filmie i plakat

Obawiam się, że ta recenzja będzie brzmiała podobnie jak dwie poprzednie odnoszące się do filmów Wesa Andersona. Bo ponownie zarówno moje zachwyty jak i rozczarowania dotyczą tych samych kwestii co wtedy. Niby bawiłam się lepiej niż na „Asteroid City”, ale wciąż daleko mi do entuzjazmu z czasów wcześniejszych dzieł tego genialnego reżysera.

To historia przedsiębiorcy Zsa-Zsa Kordy, którego poznajemy w momencie, kiedy wychodzi cało z kolejnego zamachu na swoje życie. Postanawia on w końcu podjąć pewne kroki, by odmienić los i zabezpieczyć swoje dziedzictwo. I oczywiście tu następuje lawina wydarzeń, których nie sposób nawet z grubsza nakreślić, bo opisywanie fabuł Wesa Andersona jest zajęciem karkołomnym i bezcelowym. Nie to zazwyczaj przyciąga widzów.

Jak zwykle dostajemy dopieszczoną do granic absurdu scenografię, paletę gwiazd oraz bardzo czarny i suchy humor. I te aspekty działają bezbłędnie. Uwielbiam serwowany tu rodzaj humoru i fakt, że nawet w najmniejszej rólce można wypatrzeć znaną twarz. A jednak nie jestem w stanie z czystym sercem polecić ten film komuś, kto nie jest zakochany w stylu i estetyce reżysera i oczekuje jedynie interesującej historii. Bo tej tu nie ma.

Po raz kolejny nie byłam w stanie zaangażować się w pełni w działania na ekranie. Owszem, niektóre sceny mnie zachwyciły kompozycją kadru, czy interakcją między bohaterami. W trakcie innych jednak kompletnie odpływałam, bo historia tu opowiadana za bardzo mnie nie obchodziła. Tak jak uwielbiam Benicio del Toro, który tu prezentuje się pierwszorzędnie, tak za bardzo nie przejmowałam się, czy grany przez niego bohater osiągnie swój cel, tym bardziej, że do końca nie pojmowałam, na czym ma to polegać. Już od kilku filmów brakuje mi w dziełach tego reżysera prawdziwego ludzkiego dramatu, czegoś co określiłabym jako fabularny strzał w serce. Nawet najpiękniejszy kadr nie zastąpi emocji, które coraz trudniej mi wykrzesać podczas jego filmów. Wielka szkoda, bo wszystko inne jest najwyższej jakości i świadczy o ogromie pracy wykonanej przez twórców. A mimo to przez ponad półtorej godziny czułam się, jakbym odpakowywała bardzo pięknie zapakowany prezent i na końcu okazało się, że najlepsze w nim jest właśnie opakowanie. Nie tracę jednak wiary w Wesa Andersona i mając w pamięci jego starsze, fantastyczne dzieła, już czekam na następny film.

(Ala Cieślewicz)

Reż. Wes Anderson

Ocena: 6/10